Cześć!
Opowiem cię jako przyjaciel, a potem dostaniesz ciumala –
aby nikt nie pragnął zarzucić mi kłamstwa.
I choć nie wiem, czy jestem dla ciebie poetą,
artystą,
czy lekiem jedynie na życie i zło;
to czuję,
dopuszczam do siebie i to,
że przyjaźń… najsroższą jest z rzeczy,
jakimi potrafisz obdarzyć mnie jako kobieta.
Bo w takiej relacji – niczym Chiński Mur – granica powinna być stała.
Trwać nieporuszona.
I dlatego potrafi odmieniać się z czasem.
Wypaczać w cierpienie.
I chociaż bym chciał;
to wiem,
że tego byś przecież nie chciała…
Tych innych akcentów i zaklęć.
Stanów posiadania.
Nie mniej jednak… gdy o nich dyskretnie wspominasz;
widzę smutek w twoich pełnych oczach.
Lecz to nie jest ten smutaśny smutek,
z tych to chlebem powszednim wyścielonych smutków.
To jest smutek jawiący się jako niepewność.
Bojaźń niespełnienia.
Żaden pewnik, czy wyznacznik losu,
ale ustawiczna potrzeba uwodzenia, otwierania siebie,
utwierdzania w tym, że ciągle istniejesz, że wokół coś trwa;
że znaczy coś więcej
i że jesteś tego nieodłączną, i niezbędną, kreatywną częścią.
Skrawkiem nieba, życiem i jego błękitem –
osadzonym w twoich sarnich oczach według Jego woli.
Puchatym zestawem obłoków i chęcią istnienia,
którą tkwisz uwita jako Jego przestrzeń.
Jako smutek i jego przyczyna;
zapatrzona w niewidomą przyszłość, bez murów i granic.
Więc ze wszystkich smutków; lubię właśnie ten wyraz cierpienia.
Twoje oczy otwarte przepastnie na logiczną przestrzeń.
Reszta; niech się do mnie serdecznie uśmiecha –
niespójną, nieznośną i nieposkładaną; rozkoszną konstrukcją…
Cechą, którą warto byłoby pokochać…
Zatem; jeszcze nie zaprzeczaj mnie…
Wiesz przecież, że czuć dobrze się w czymś,
a być pewnym siebie; by nie stać się częścią schematu…
To nie jest to samo poczucie.
Małżeństwo, to porządek rzeczy.
Macierzyństwo, to następstwo czasu.
Przy nich śmierć, wygląda jak banał.
Ale życie, to tylko k o n i e c z n o ś ć . . . n i e – z o b o w i ą z a n i e.
I dlatego właśnie; w mgnieniu pojedynczej chwili,
chciałbym dostrzec w twych zdumionych błękitach –
w całej tobie
pewną zmienną stałość, którą pojmiesz jako wzorzec szczęścia.
Unieś głowę i spójrz w nocne niebo – a poczujesz
bezkresną samotność, jaką niesie sobą jego czarna przestrzeń.
Tylko czasem, na krańcach wszechczasu;
na jego bezdrożach, gdzieś na horyzontach;
w nadludzkich czułościach słychać siłą woli,
ten sławetny przekaz:
T c h n i e n i e P a n a B o g a.
Pełznące jak motyw pociągu… poprzez twoje życie.
Nitką składu i Jego postacią…
bieżącą ospale w wieczornym półmroku –
linią widnokręgu.
Niosąca cię echem, które sobą niesie;
przez uprawne pola i pachnące łąki…
przez rozległą ciszę…
pulsującą stukiem jej ciężarnych kół.
Rytmem życia, w którym słychać d z i k o ś ć t w e g o s e r c a.
Zatem szukaj mnie; poza gatunkiem i klatką swojego istnienia.
Postrzegaj; nie jako przyczynę lecz potrzebę i zamierzchły skutek.
Pierwiastek wszechświata, wypełniony krótkotrwałym dźwiękiem.
Iskrą Bożą, którą stał się niegdyś nasz obecny Bóg.
Dostrzegaj nie glinę, ale jego wymysł.
Przeznaczenie i pomysł na życie.
Nasz Bóg…
był przecież kobietą.
Pełną garścią ciebie,
złożoną w wydaniu bliźniaczym i z chłopca i małej dziewczynki.
Patentem stworzonym na doczesne życie –
zwieńczonym na wzór…
A ludzie szukają wciąż tam;
gdzie Go – kurcze – nie ma.
A zatem…
Są dwie tylko – jak oznajmił Einstein – nieskończone rzeczy.
Wszechświat i l u d z k a g ł u p o t a.
Ja, spróbuję odnależć Go w ludzkiej głupocie.
Zaoszczędzę – być może – w ten drastyczny sposób, kilku rozczarowań;
obliczonych na masową skalę i kolejną wieczność.
Różnica potrafi być ta,
że ludzka głupota, ustawia nas jako podwładnych.
Ja natomiast, eksponuję Jej wszechświat;
wnikam w nieskończoność, jako w bezinteresowne dzieło Pani Boga.
W a k t m i ł o s n y s t w o r z e n i a.
Jeżeli więc Bóg, potrafi być takim, jakim sobą jest –
to znaczy… potęgą zlepioną z mojego marzenia oraz z Jego wdzięku i jego rozumu, to wartość człowieka, odbita w twoich Boskich oczach,
powinna być przecież niepomiernie większa.
A zatem – powinniśmy raczej hołubić poczucie nabrzmiałej wartości,
zamiast okaleczać Go swoją pokorą.
Gdyby było inaczej, – nie wiem, czy wart byłby ciebie, ciumali i mnie.
Czy wart byłby buntu.
W taki sposób można unieść ciężar tego świata,
w który wszyscy tak ślepo wierzymy.
Wówczas sami stajemy się jego dodaną wartością.
Czułą częścią siebie, uwieczniamy to wszystko,
co trwa pomiędzy naszymi nazwami.
Bo tak, jak stosunek człowieka do zwierząt,
daje obraz jego człowieczeństwa;
tak samo stosunek Boga, do nas ludzi,
wyświetla nam obraz Boskości.
Bo przecież pokora nie wzięła się znikąd. Jest ludzką domeną płodności.
Początkowym stanem narzuconym stamtąd –
Nam Pierwszym – niegdyś;
nie przez Pana Boga lecz Humanoidy.
I wierz mi – lub nie…
ale więcej krzywdy rodzi się z pokory, a niżli pożytku.
Na celu…
ma bowiem zniewolić myślenie,
po to by zniekształcić, tę prawdziwą wieczność.
Utrwalić w niej pychę; tę zarazę przywleczoną z nieba.
Dlatego chcę właśnie – jak Prawdziwy Bóg –
wciąż na nowo s t a w a ć s i ę p o e t ą.
Otaczać się zewsząd gwiazdami poezji…
bo wiem, tak samo jak Ty, że kiedy nie boli –
Ż y c i e znaczy tyle,
że N a s w nim już n i e m a . . .
Wszystkim tym, którzy potrafią w człowieku, dostrzec Boga takim, jakim był…
MagdaS said:
Napiszę później… 🙂
PolubieniePolubienie
MagdaS said:
Drogi Edwardzie, czuję się poruszona, zaszczycona i lekko zmieszana…
Nie mam jeszcze tej dłuższej chwili…
Ale w ogóle zaniemówiłam z zaskoczenia…
PolubieniePolubione przez 1 osoba
MagdaS said:
Edwardzie, to jak władasz słowem i gdzie prowadzisz, wzbudza moje zaciekawienie. Ta Twoja inność przyciąga moją uwagę.
Kim jesteś?
Nie wiem… Słowem…któremu się przysłuchuję, które noszę i nad którym rozmyślam.
Czasem jesteś buntem, z którym się utożsamiam, albo przeciw któremu buduje barykady. 🙂
Świat, o którym piszesz, bywa moim, wypowiedzianym nie banalnie i nie spłyconym.
To chyba mnie zachwyca. To Twoje wznoszenie się pod niebo i szybowanie nad całym pięknem, i brzydotą świata.
Nie satysfakcjonuje mnie życie na poziomie spełnienia najniższych potrzeb, choć nie kwestionuje ich znaczenia.
Osiem, siedem- pełnia, orgazmów może kogoś spełnia… ja noszę inne niespełnienie i ciągły głód, i potrzebę wędrowania za horyzont. Może stałeś się dla mnie takim przewodnikiem? 🙂
Kurcze. 🙂
Może udało Ci się wzbudzić moje zaufanie? 🙂
Pisałeś o pokorze. Zgadzam się z Tobą, że źle rozumiana pokora to narzędzie manipulacji służące do zamykania w klatce. Nie siedzę w niewoli i tu się z Tobą nie zgodzę. Wierność zakłada świadomy i odpowiedzialny wybór, jednocześnie będący oznaką dojrzałości.
Dziś świat ma wiele definicji na miłość i szczęście. Obserwujesz ludzi… i ilu widzisz szczęśliwych?
Pokora dla mnie to prawda. Prawda o mnie i o Bogu. To konfrontacja świętości, z tym, co może być uświęcone przez Niego. Tęsknię za Jego doskonalością i nie potrafię sobie jej nawet wyobrazić. Wszelkie próby to kupa gruzu.
Gadam o Prawdzie, a widzę jak z nią walczę I nie daje Jej się przeniknąć.
Pokora nigdy nie zatrzymuje w nas pychy. To tylko fałszywość może uczynić nas pysznymi.
Nie wszystko jest tak jak bym chciała, ale tu Go szukam, z lękiem, ze wstydem i czasem poczuciem porażki, ale też z radością, wdzięcznością, miłością i poczuciem sensu…
Więc, ciumal od Ciółki. 🙂 🙂 🙂
Cieszę się, że jesteś. 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
edwardkarpiak said:
Ależ moja droga!
Ja tam jakoś nie dostrzegam sprzeczności pomiędzy wielokrotną możliwością szczytowania – nazwaną tu pełnią orgazmów; zapewne sięgającą nieba – a dziełem stworzenia sięgającym planety. Wręcz przeciwnie. Uznałbym to raczej, jako naprzemienny sposób, umiejętność wytrawnego radzenia sobie w sytuacjach stresowych i jemu podobnych. Upatrywał jak szczęście w nieszczęściu. To jest dowód na to, że mamy jedynie do czynienia – jak już; to – z Nieziemskim Spryciarzem, a nie z Panem Bogiem. Powiedziałbym, że ten wręcz pokrętny, pieszczotliwy zabieg; jakim się posłużył (mątując kobiecie chciażby łechtaczkę😛), uprawiany ochoczo miluśny proceder, obliczony został na cudzą potrzebę a może konieczność, czegoś w kształcie wieczności zestawionej w parze z naszy krótkim życiem, z jego bezlitością – i tu właśnie zajeżdża mi pychą.
I teraz się trochę powtórzę, kiedy stwierdzę raz jeszcze: – całe szczęście, że ludkowie wymyślili mizianie, bo w przeciwnym razie po dzisiejszy dzień , byłoby to tylko nudne, wielkie P…
Aż strach o tym na trzeźwo pomyśleć, jaki los spotkałby tę piękną skąd inąd; jak i jej kobiety, błękitną planetę, gdyby jej mieszkańcy, ci ludkowie Boży, w nabożnym skupieniu, mieliby oddawać się płciowym zajęciom – na ten przykład – kopulując w dotkliwych męczarniach; albo nie wiem co – ujętych w formułę miłości. Bez sensu, bez pojęcia seksu i bez przyjemności z jasnym przełożeniem tylko na potomność.
A najbardziej zabawne jest w tym wszystkim to, że to właśnie nikt inny, jak „Synowie Boga”; to pierwsze ofiary tej płciowej rozpusty. Cha!:
„A kiedy ludzie zaczę!i się mnożyć na ziemi, rodziły im się córki. Synowie Boga widząc, że córki człowiecze są piękne, brali je sobie za żony, wszystkie jakie im się tylko podobały… A w owych czasach byli na ziemi Giganci, a także później, gdy synowie Boga zbliżali się do córek człowieczych, te im rodziły. Byli to więc owi mocarze, mający sławę w owych dawnych czasach”.
(Tu na marginesie – czyż to nie przypadkiem instrumentalne traktowanie kobiet a tym samym i całej planety?)
Właśnie! Byli to owi mocarze – mająca sławę, chmara rzezimiechów dużego kalibru, która wpadła na genialny pomysł w swej prostocie, aby stan własnego stworzenia regulować w zależności od swych konsumpcyjnych potrzeb, za pomocą miecza.
„Wygnawszy zaś człowieka, Bóg postawił przed ogrodem Eden cherubów i połyskujące ostrze miecza, aby strzec drogi do drzewa życia”.
Sama musisz przyznać, że sens może jakiś , gdzieś , dla kogoś jest, lecz logiki to tu żadnej nie ma. I to jest fenomen stworzenia…
🤗
PolubieniePolubienie
MagdaS said:
Przecież nie zakwestionowałam seksualności . Nie obdarłam jej z piękna czułości, intymności, bliskości I frajdy, którą może wnieść w życie człowieka. Może. Jest też, bywa ogniem niszczącym. Zależy to od człowieka. Mi chodziło tylko o to, że życie nie jest tylko miszanką biologii, która górować ma nad człowiekiem.
Fragmenty biblije, które przytoczyłeś, ukazują niezły chaos, jaki ludzie tworzą bez Niego.
Dobrego dnia. 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
edwardkarpiak said:
Ja również jej nie kwestionuję. Broń Cię Panie Boże!!! No wiesz!
Mizianie jest lepsze jak salceson. Spróbuj – się przekonasz…😄😄😄
PolubieniePolubienie
MagdaS said:
… dlaczego był, a nie Jest?
PolubieniePolubione przez 1 osoba
edwardkarpiak said:
Dlaczego „był”?
A bo to jest właśnie ta tajemnica, którą warto byłoby dostrzec…
Reszta potem: cium, cium! 😉
PolubieniePolubienie
MagdaS said:
No ratunku! 🙂
Oszaleć można.
No to spróbujmy dostrzec…
Chodzi Ci o zniekształcony obraz Boga we współczesności?
„Pychę, tę zarazę przywleczoną z nieba”… :-):-):-):-)
PolubieniePolubienie
MagdaS said:
Jak można porównywać mizianie do salcesonu? Fuj. 🙂
Rozczarowałeś mnie. 🙂
PolubieniePolubienie
MagdaS said:
Ja z Tobą nie mogę. No oszaleć można.
Nie muszę na wesołe miasteczko jeździć, bo mam Ciebie tu. 😁
PolubieniePolubienie